XX Powiatowy Konkurs Ortograficzny
20. JUBILEUSZOWY KONKURS W HOTELARZU!
Już po raz 20. w Zespole Szkół Hotelarsko Turystycznych odbył się Powiatowy Konkurs Ortograficzny. Uczniowie z pięciu zakopiańskich szkół ponadpodstawowych rywalizowali ze sobą w zmaganiach z polską ortografią i interpunkcją. Tym razem autorskie dyktando (układane przez polonistki ZSHT) dotyczyło prószącego tu i ówdzie śnieżnobiałego puchu, przerzucanego wte i wewte i marzeń o niskobudżetowych wczasach all inclusive…
Nagrody, ufundowane przez Starostwo Powiatowe w Zakopanem, otrzymali zdobywcy trzech pierwszych miejsc:
1 miejsce: Anna Cegielska – I LO
2 miejsce: Katarzyna Płoskonka – I LO
3 miejsce: Karolina Pawlikowska – ZSHT
4 miejsce: Monika Gruszka – ZSHT
5 miejsce: Małgorzata Ścisłowicz – ZSB
6 miejsce: Jakub Kotynia – ZSHT
Pozostałym wręczono dyplomy za udział w konkursie. Miłą atmosferę zapewnili uczestnikom i komisji poprawiającej dyktanda uczniowie z klasy o profilu gastronomicznym, którzy pod kierunkiem profesora Rafała Dorociuka przygotowali pyszne i pięknie wyglądające kanapki Napoje i słodycze dla zawodników zapewniła Spółdzielnia Uczniowska Winien-Ma, działająca przy ZSHT.
Gratulujemy i liczymy na spotkanie za rok – organizatorki: Ewa Kowalczyk i Halina Styrczula.
„Aby do wiosny”
Zapowiadana zima stulecia nie nadchodziła. Zimowe akcesoria ugrzęzły w czeluściach piwnic i strychów, odśnieżarki i śnieżne pługi drzemały w otchłaniach krytych strzechą garaży. Nic nie zapowiadało, że niewinne nocne opady śnieżnobiałego puchu, prószące tu i ówdzie, przyniosą armagedon. Ludzie bezkrytycznie zawierzyli dotychczasowej aurze i opuściwszy ciepłe pierzyny wyszli chyżo z domów bez nauszników, skórzanych kożuszków i we wczesnojesiennym obuwiu. Zdecydowanie gorszy, a czasem wręcz niemożliwy, okazał się powrót do domu. Niektórzy z wielkim mozołem odkopywali rzęchy i czterokołowce, by po dwóch godzinach rycia w śnieżnym tunelu, złorzecząc na pogodę, zorientować się, że nie swoje. Przemrożeni i znużeni, powróciwszy w domowe pielesze, z zaniepokojeniem patrzyli zmożeni na esy-floresy i bohomazy na szybach. Nazajutrz, już nie superrześcy, już nie z przymrużeniem oka chłonęli newsy o śnieżnych zawieruchach, gołoledzi, problemach cherlawych służb miejskich i cudownej zimie w Tatrach. Pogrążeni w półśnie, przedzierali się przez lodowe zatory, pokonując obślizgłe chodniki i koleiny.
Chcąc nie chcąc, pół siedząc, pół leżąc, marzyli o wygrzewaniu się w tropikach, tudzież o wysokosiarkowych kąpielach prozdrowotnych czy niskobudżetowych wczasach all inclusive. Mieli chrapkę na jakąkolwiek atrakcję, która pozwoli odpocząć od łopatowania. Biura podróży przeżywały prawdziwe oblężenie, ale pracownicy bez żenady, a półdrwiąco obwieszali, że miejsc w pożądane rejony świata notabene brak.
Cóż zatem pozostało? Przejażdżka szybkobieżnym pługiem wpośród przaśnej nocki zamiast surfowania/serfowania po wzburzonych grzywiastych falach ciepłowodnych akwenów. Trzeba spauzować i zająć się tym, co przykuwa uwagę – wbić sfatygowane ciało w termoaktywny kombinezon i w okamgnieniu odśnieżyć to, co w tę i we w tę/wte i wewte przerzucamy sobie z sąsiadem. Ech, aby do wiosny!